misiaki.

Jak zobaczyłam kiedyś te maleńkie misiaczki od razu widziałam, że wykorzystam je w ozdobach do włosów… i tak oto powstała mała seria misiaczkowych gumek i spinek… tak mi się marzy, aby moja Po chciała potrzymać na głowie cokolwiek dłużej niż 1 minutę… niestety każda spineczka, opaska i inne cuda spadają szybciej niż się na główce znajdą… dlatego tak sobie robię te różności troszkę na wyrost, licząc  że kiedyś któreś założy… na chwilę obecną wszystko jednak co tu teraz pokazuję jest do wzięcia, więc jakby był ktoś chętny to zapraszam…

Reklama
misiaki.

celebrowanie pięknych chwil.

Uwielbiam jesień, uwielbiam… jak dla mnie mogłaby trwać co najmniej pół roku… a taka jesień jak nam się zaczęła właśnie to chyba nawet i cały rok mogłaby urzędować jako panująca pora roku :) jest cudownie… piękne kolory, słońce, idealna temperatura jak dla mnie… do tego wczorajszy dzień obfitował w mnogość cudownych widoków, magicznych miejsc, dobrych ludzi, uśmiechów, radości i pięknych chwil… były nawet fikołki na środku pokoju, ale o tym może kiedy indziej ;)

nastąpiła tez kontynuacja akcji pt. „Księżniczki na zamki”, z małymi problemami co prawda, ale niektórzy kolejny zamek „zaliczyli” ;) następna planowana akcja będzie nosić tytuł „Taternicy w Tatry”…

na koniec dnia znalazło się także coś dla ciała… muffiny na coli… taka ciekawostka warta chyba spróbowania, bo roboty z nią mało a smak całkiem ciekawy… przepis który podaję to modyfikacja tego, który znalazłam gdzieś w sieci… pewnie są jeszcze inne, ale ten który podaje jest sprawdzony, więc chętnie się dzielę :)

składniki:

1  1/4 szklanka mąki

4 łyżki kakao

1 cukier waniliowy (16g)

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 szklanka cukru

2 jajka

1 szklanka coli

150 g stopionego masła

Suche składniki mieszkamy razem. Do roztopionego masła wlewamy szklankę coli i wbijamy dwa jajka, a następnie mieszkamy. Kolejny jakże skomplikowany krok to nagrzanie piekarnika do 200 stopni. W czasie gdy piekarnik się grzeje wlewamy mokre składniki do suchych i znowu ładnie mieszamy. Jak już się wszystko ładnie połączy to wlewamy masę do foremek silikonowych bądź papilotek – ja polecam w tym przypadku foremki silikonowe… ciasto jest bardzo rzadkie, więc z papilotek łatwo wypływa, a w silikonach trzyma się ładnie :) ważne aby nie napełniać całych foremek a jedynie do wysokości 3/4.  Jak już sobie wszystko ładnie ponalewamy to piekarnik pewnie się w tym czasie odpowiednio nagrzeje, wrzucamy więc muffiny do piekarnika na ok. 30 minut. Trzeba kontrolować, bo czasami po 25 minutach zaczynają się przypalać :) co potem? w sumie można już jeść, a jeśli chce się żeby ładnie wyglądały to można np. polać gorzką czekoladą. Ja użyłam 70% czekolady Lindt. Jest baaardzo gorzka, więc do tych słodkich muffinek idealna wg mnie. Na koniec kilka płatków migdałowych oraz wiórki kokosowe i można się cieszyć smakiem :)

proste, prawda? więc mam nadzieję, że zadowoliłam tych, którzy prosili o przepis :)

celebrowanie pięknych chwil.

już jest.

Rozpakowując wczoraj pudło czułam się jakbym co najmniej prezent od Mikołaja otwierała… i chociaż wiedziałam co jest w środku to i tak ekscytacja była wielka, bo na żywo tego CUDU nigdy nie widziałam… jaki jest? wygodny, bardzo nawet… mi siedzi się na nim wyśmienicie i w końcu jestem na poziomie małej Po, co przy zabawie jest idealnym rozwiązaniem… Po na razie ma za krótkie nóżki, ale nie przeszkadza jej to w korzystaniu z niego… przetestowała go już dokładnie… i stwierdzam z całą stanowczością, że jest bardzo stabilny, a o to się bałam najbardziej… no i przede wszystkim jest ładny :) ale o tym wiedziałam już dawno…

Jak więc widać na załączonym obrazku mamy powody do radości :)

poza tym dzisiaj nastąpił też ten wielki dzień, kiedy to Po wyszła pierwszy raz na dłuższy spacer… pierwszy raz od tygodnia… i od razu wszystko wróciło do normy – wymęczyła się tak, że w końcu zasnęła w ciągu dnia, bo ostatnio drzemki poobiednie przestała praktykować… więc jest szansa, że jednak jeszcze czasami zdarzy mi się mieć swoje 5 minut w ciągu dnia, a już traciłam nadzieję ;)

oczywiście po spacerze konieczne było sprawdzenie czy piasek na swoim miejscu (czyt. nie w piaskownicy) po organoleptycznej kontroli mogła spokojnie udać się na odpoczynek, zasłużony odpoczynek…

już jest.