Bogatsza o prezenty znalezione pod choinką, o miłe wspomnienia, o kolejne wspólne chwile…Nie wzbogaciłam się natomiast ani o jeden nadprogramowy gram… taka już jestem idealna pod tym względem, za co Stwórcy dziękuję każdego dnia… bo mojej zasługi tu niewiele ;) nie lubię jeść, a opychania się ponad miarę nie rozumiem wcale, dlatego dzisiaj nie mam problemu pt. którą dietę wybrać…
W potrawach świątecznych zasmakowała za to mała Po… o jakież było jej zdziwienie jak pozwoliłam jej wszystkiego próbować, jeść rękami i szukać tego co jej zasmakuje, bo ona pod względem jedzenia podobna do mnie jest – wybredna mocno… faworytami okazały się uszka z grzybami, które jadła przez dwa dni :)
Tak zafascynowanego jedzeniem mojego dziecka nie widziałam jeszcze nigdy… więc chyba pora na przerzucenie się na jedzenie całkiem dorosłe… być może mniej zdrowe, być może… ale skoro je to może warto? no chyba że się jej „odwidzi” za kilka dnia, a to całkiem możliwe, bo upodobania jej smakowe zmieniają się jak w kalejdoskopie…
Ale proszę Państwa, nie samym jedzeniem człowiek w czasie świąt żyje… odpoczynek to jest druga składowa świąt, o której nie można zapomnieć…
Niech Was jednak nie zmyli ten piękny obrazek… na taki relaks pozwolić mogli sobie tylko nieliczni… nieliczni czyt. Po… ja niestety nie… położyłam się na chwilkę… zasnęłam… pierwszy raz odkąd Po jest na świecie zasnęłam w ciągu dnia… w tle kolędy Preisnera, tata z córką serwują kawę z mleczkiem i cukrem w filiżankach z poniższego kosza piknikowego, który Po pod choinka znalazła…
sielanka istna… błogość, święta… okryłam się kocykiem… śpię, tzn. wydaje mi się, że śpię, bo cały czas słyszę, o tej kawie co za ścianą i tę kolędę ulubioną… nie, jednak już śpię, coś się śni… coś ładnego, nie wiem co, ale ładne, miłe… i nagle trach – głowa moja lata we wszystkich kierunkach, nade mną stoi Po i swym rozbrajającym głosikiem „MAAAAMUSIUUUU WITAM”… „MAMUSIUUUUUU WSTAWAJ”… pledzik już na ziemi, ja nie wiem co się dzieje… rzeczywistość się odezwała… witamy na jawie :)
no to pora na jakieś atrakcje… chodźmy do Babci i Dziadka… no wiadomo, że oni jakieś atrakcje zapewnią :) sztuczne ognie? proszę bardzo :)
No ale jak się z wizyta idzie to trzeba jakieś nakrycie głowy znaleźć… miska Klamota może być? pewnie, że może… i jak pasuje…
ale przed wyjściem może jeszcze bączka pomęczyć? a że dwa się pod choinka znalazły – ot to się nazywa zgranie :) to można raz jeden, raz drugi… i niby taka sama zabawa a jednak inna…
tak więc jak widzicie u nas nie ma czasu na nudę, monotonię świąteczną, błogość i lenistwo…
takie jedno jedyne zdjęcie, co wcale klimatu świąt naszych nie oddaje o tu poniżej…
wychodzi,że co rusz musicie obchodzić jakieś święta aby Po miała apetyt :) piękna kawowa zastawa
też już o tym myślałam ;) będę jej chyba jakieś święta wymyślać co tydzień ;P
a zastawa może i piękna, ale co tam jej uroda skoro kawa smakuje z niej wybornie – a pijam jedną średnio co 10 minut ;)
Pola wie co dobre – uszka kocham ponad wszystko, mogłabym zjadać kilogramami :D
ja jak byłam młodsza to też uszka wcinałam z największym zaangażowaniem, więc coś w tym jest, że właśnie na uszka trafiło :)
nie, no nakrycie glowy Po pierwsza klasa :D padlam!
prawda, że urocze? taki elegancki, czarny melonik :D
Po wyglada rewelacyjnie w tych gatkach i koszulce ;)))
a uszka chyba wszyscy uwielbiają… wczoraj jeszcze jedlismy :))
no i takiej kawki to też bym się chętnie napiła :D
Myślę, że kawka to i dla Ciebie się znalazła, bo my już jesteśmy nią dość mocno „opici” ;)
Och, jak zazdroszczę tego apetytu Po , a Twojego braku apetytu i „nielubienia” jedzenia po stokroć bardziej. Ja uwielbiam jeść i to moja zmora… Agacina przez święta schudła pół kilo. Apetyt jej nie towarzyszył, zjadała tylko barszcz z…. uszkami ;) Buziaki poświąteczne ;) :*