… a co tam! na przekór wszystkiemu zrobiłam!
i to nie taką byle-jaką, bo murowaną… murarz co prawda ze mnie marny, ale szopka stoi, ku upadkowi się nie chyli, Mały Jezusek jest więc bezpieczny – mech na głowę mu nie spadnie…
Murowałam, kleiłam, mech układałam i tak sobie myślałam… wszędzie dzisiaj pełno bombek, choinek, gwiazdek, śnieżynek, cudów na kiju… a szopkę i sianko dopatrzeć gdzieś – graniczy z cudem… takie to mało atrakcyjne się wydaje, że żłóbek, że sianko? nawet trzej królowie jacyś tacy mało ciekawi przy tym całym współczesnym przepychu bożonarodzeniowym… Małe Dzieciątko owinięte w pieluszki ginie w tym całym zamieszaniu… ginie na tyle, że czasami nie wiadomo już co my tak naprawdę świętować będziemy…
Przez cały adwent czytałam Małej Po na dobranoc Biblię dla Najmłodszych, a raczej jej fragment o Bożym Narodzeniu, aby wiedziała na Kogo czekamy… i wiecie co? zrozumiała… chociaż miałam pewne wątpliwości czy to się uda… chciałam, aby nie czekała na prezenty, na choinkę, na bombki i pierniczki, a na „Majutkiego Jezuska”… być może to takie patetyczne i niemodne, ale cóż… czasem i tak trzeba!
Mam nadzieję, że jutro jeszcze zdążę przybiec z życzeniami, i że choinka w końcu u nas stanie, i że zdążymy ją ubrać, i że prezenty popakuję w nocy, i że w domu zapanuje prawdziwie świąteczna atmosfera… ale tymczasem biegnę dalej działać w tym temacie, bo inaczej obawiam się, że noc dzisiejsza będzie mocno zarwana!
A na koniec jeszcze taki cytat, który daje do myślenia, nieprawdaż?
„Zbliżają się najbardziej niepoprawne politycznie święta. Wbrew zapewnieniom o dojrzewaniu społeczeństw do ateizmu społeczeństw, setki milionów ludzi uczczą narodziny Boga”. Tomasz Sakiewicz