A co zrobisz jak będzie chciała jakieś różowe, plastikowe i tandetne badziewie?
Takie pytania pojawiały się u nas prawie zawsze, kiedy ktoś lustrował zawartość pokoju Małej Po. Odpowiadałam zgodnie z prawdą, że liczę na to, iż takich zachcianek mieć nie będzie, a jeśli już się pojawią to jakoś będziemy negocjować i dojdziemy do porozumienia.
I tak oto moja córka wkroczyła w wiek, kiedy już dokładnie wie czego chce, co się jej podoba… okazało się (dość szybko), że jest fanką różu i to takiego, którego ja nie lubię… tego najmocniejszego z najmocniejszych, który widać z odległości 1000 metrów. Najlepiej, żeby różowe były wszystkie ubrania i zabawki. I cóż ja matka uczynić mogę? pozwalam jej na ten róż. Przymykam oko raz, drugi, wybieram róż w najbardziej estetycznej formie i jakoś sobie radzimy ;)
Wczoraj na Festiwalu Smaków (naprawdę nie przypuszczałam, że tam też coś takiego ujrzymy!) pojawiło się także stoisko z balonami ;) oczywiście nie umknęło to uwadze Małej Po. Balonom się przyjrzała i cichutko wyszeptała: Mamusiu kupisz mi? Cena ciut mnie zszokowała. 25 zł za ciut foli i helu? no przesada. Polciu a potrzebny Ci taki balon? Ale on taki ładny! no gdzie ładny? – myślę sobie.
Przyglądamy się tym balonom fruwającym w powietrzu i zaczyna się wybieranie. Staram się zasugerować coś. Może pszczółka Maja? A może samolocik? Nie mamusiu… ten różowy kotek z odstającym ogonkiem…
Ło matko jedyna! ten wielki paskudny różowy kot? ten największy ze wszystkich? i 25 zł za takie paskudztwo? no wyrzucone w błoto pieniądze… albo jej to ucieknie zaraz, albo hel uleci… w głowie takie myśli mi na szybko przelatują…
Na pewno ten Polciu?
TAK!!!
No to dobrze! Poprosimy tego ślicznego różowego kotka!
Sto razy w drodze do domu mi za niego podziękowała… Radość, szczęście, uśmiechy, duma! Mamusiu ten kotek jest taki śliczny!
Cały dzień go miała przywiązanego do ręki… a wieczorem kotek uczepiony do sufitu zasypiał razem z nią… wychodząc wieczorem z pokoju, całując ją na dobranoc stwierdziłam, że to jednak nie były pieniądze wyrzucone w błoto… szczęścia i uśmiechu dziecka nie da się kupić za żadne pieniądze, a obrazek poniżej jakoś przełknę ;)
A teraz jeszcze mały dodatek – żeby nie było wątpliwości skąd nadajemy ;)
Jezu no piękne te Wasze otoczenie! Widok owiec uwielbiam!
co do różu… hmmm co ja mam Ci powiedzieć kochana moja, jedynie tylko tyle, że same nie jesteście, dzielimy z Wami ten sam los – Agataka uwielbia różowy, matka przełyka ślinę i pozwala, bo co innego mam zrobić? No co, powiedz Paulina? Kupiłam sukienkę za 130zł – dla mnie przepiękna, ją namawiałam milion razy bo nie chciała nosić aż w końcu powiedziałam, że to sukienka baletnicy i dopiero założyła. Szkoda mi było tych 130zł żeby w szafie leżało. Kostium szary na lato z kotm- 110zł, nie nosi i mówi że w następne lato założy, ja jej na siłę nie założę… sukienka z pepco – różowa nie aż tak mocno paskudna, ale nie w moim guście zupełnie – i co? Nosiłaby codziennie, namawiać nie muszę, wręcz ledwo zawieszę a już jej znowu w szafie nie ma. Buty najgorsze jakie można wybiera, bo różowe, a dziś jedziemy po nową piżamę, bo jej ulubione często w praniu z wiadomego powodu – używane ponad przeciętność i wczoraj był płacz pół wieczoru, stwierdziła na koniec, że nago będzie spała, bo jak tamte brudne, to ona nic więcej nie założy. Więc jadę dziś po dwie kolejne Z NIĄ!!!! żeby już płaczu nie było, niech wybierze kolejne ulubione!
Ja w kwestii ubraniowej jednak jeszcze mam ostatnie słowo… są jednak dni, kiedy pozwalam jej wybrać co chce i wcale się nie dziwię kiedy przynosi mi jedyną(!) różową bluzeczkę lub fioletową sukienkę… już patrzeć nie mogę na te dwa ubranka (chociaż wcale jakieś mocno paskudne nie są), ale ona je uwielbia… ostatnio kupiłam jej wściekle różowe kalosze – najchętniej chodziłaby w nich cały czas… nic to, że upały… jej radość i szczęście kiedy przyszła paczka były tak wielkie jakby najcudowniejsza zabawkę dostała, więc kolor przełknęłam kolejny raz…
Jednym słowem róż i już!
Toc ty chyba musisz sobie nasz balon obejrzec to ci zaraz statystyki estetyki podskocza :) Wszystkie zdjecia cudne, ale pierwsze trzy szczegolnie!
nie uwierzę, że macie brzydszy od naszego!
E tam, nie taki paskudny, myślę, że mogło być gorzej :) typu; brabie. Jednak, która za naszych czasów nie chciała ich mieć z samochodem, tudzież domkiem.
ha! ja miałam domek! zrobiony przez moją siostrę ;) wszystkie koleżanki chciały się nim bawić :D
Witam,
u nas ten sam problem, ale ja już chyba dałam sobie na luz. Wolę zadowoloną 3,5 latkę niż sfrustrowaną. Więc kupuję czasami te paskudy różowe i plastikowe, ale jak widzę jej radość to mi jakoś przechodzi i tez już potem nie uważam żeby to były pieniądze wyrzucone w błoto.
U nas do frustracji daleko jednak nic nie powoduje takiej radości jak coś JÓŹOWEGO ;)…
a moja Martynka przy mnie siedzi i piszczy : jaki ładny kotek mamusiu, taki słodki, kupisz mi takiego? proszę :)
…bo dla dzieci one najcudniejsze ;)
Nie taki kotek straszny (a może różowy) jak go malują. Ale sukienka biała. Pozdrawiam.
Sukienka biała i do tego przez ciocię uszyta, więc ta z serii ulubionych ;)
Pozdrawiamy ciepło :)
kochana powiem Ci że moja Julka też miała okres różowy wszystko musiało być różowe nie raz takie że zęby bolały ale stwierdzilam że niech ma ten róż niech jej sie „przeje” wolałam zeby uwielbiała go w wieku 4-5 lat a nie potem w wieku 17 np.i coż się okazało mając 6 lat zaczęła dostrzegać inne kolory pokój jak jej odnawialiśmy wybrała kolor kremowo waniliowy sama bez mojej sugestii już coraz mniej różu w jej otoczeniu sporadycznie sie zdarzy ale co tam tak że mówię Ci jako doświadczona matka zaciśnij zęby i pozwól jej na to szaleństwo :)
Pozwalam. Obiecuję, że pozwalam.
Bo widocznie tak już musi być, że każda dziewczynka etap różu musi przejść.
kochana no cóż miałaś swoje 5 minut teraz już nie taka mała Po chce mieć ostatnie słowo ;)
ja tam jakoś różu nigdy nie unikałam bo ja z tych co to róż z dziewczynką automatycznie wiążą,gorzej jakby był chłopak to bym nie miała prawa wyboru bo tu by tatuś rządził :D wielokrotnie udaje mi się Madzie przekonać do podjęcia innej decyzji, oczywiście na moją korzyść!
a kotek idealnie wgrał się z białą sukienką ;)
jak się owce różowego nie wystraszyły to nie jest aż tak źle więc i ty mamuśka oczka przymknij i tylko zauważaj pozytywy czyli radość Polci :*
Właśnie owce się wystraszyły :P jak do nich podeszła z tym kotem to one w nogi :)
:*
Kotek mnie rozwalił:-) Oj tam różowy, wielki, ale jaki słodki, moja Tosia by również go chciała na pewno :-)) U nas czasami dyskusje z różnym skutkiem, bo gust dziewczynki też odbiega od moich wizji, czasami się denerwuje, choć pewnie nei powinnam, bo przecież to jej decyzje, jej rzeczy, choć moje wewnętrzne poczucie piękna mówi NIE. Nie idę z Tobą w takim stroju, Czasami jedna z nas ustępuje, czasami druga…Ale nie jest łatwo z 4 latką (prawie) równie upartą jak mama albo i bardziej :-)) Uściski dla Was
My na szczęście w kwestii ubraniowej (jeszcze) do kompromisu potrafimy dojść ;) zobaczymy co będzie dalej ;)
:* :* :*