o pierwszych hiacyntach i czasie.

Przez ostatnie tygodnie było tak ciemno, brzydko i ponuro, że zachciało mi się wiosny jak chyba jeszcze nigdy w styczniu. No bo jak tu przywoływać wiosnę kiedy kalendarz jasno wskazuje, że zima trwa w najlepsze? no może i trwa, ale chyba tylko w kalendarzu – myślałam. Poszłam więc nakupiłam pierwszych cebulastych w tym roku i na wiosnę czekać zaczęłam. Zaraz po tym spadł śnieg ;) Zrobiło się jaśniej, czyściej, zimowo… z tym, że u mnie w głowie już ta myśl o wiośnie tak mocno zaczęła kiełkować, że wcale ten biały puch nie cieszy…

Wkurza mnie wszystko co z nim związane. A to że zimno, a to że buty mokre, a to że szaliki cały czas w użyciu być muszą, a najbardziej to, że prawie wcale z tego śniegu skorzystać nie możemy, bo odkąd spadł ja w pracy siedzę. Więc na sanki nie ma kiedy iść,  a bałwana mamy cały czas drewnianego.

Styczeń miał mi upłynąć pod znakiem dłuuugieeego urlopu. Życie jednak jak zwykle zweryfikowało moje plany. Zatem to, co aktualne było jeszcze parę tygodni temu już się zupełnie zdezaktualizowało. I prawdę mówiąc już nic mi się planować nie chce. Będzie co ma być i jak ma być to będzie. Tyle dobrego z całej tej sytuacji, że udało się nam spędzić z Małą Po prawie 3 tygodnie! chyba nigdy tyle naszego, własnego, prywatnego czasu dla siebie nie miałyśmy! (oczywiście nie licząc tego po porodzie, ale wtedy to zupełnie co innego). Kiedy ma się tyle czasu można zapomnieć o słowach „poczekaj”, „za chwilkę”, „jeszcze momencik”… wtedy nie trzeba się przejmować tym, że sterta prasowania czeka, że nie poodkurzane, że obiad jeszcze nie gotowy. Wszystko może poczekać, bo przecież jutro też jest WOLNY dzień i zdążę to zrobić. Nie muszę się spieszyć, nie muszę z niczym być gotowa na czas. Mogę rzucić wszystkim mało istotnym w kąt i grać w chińczyka nawet kilka razy pod rząd. Albo możemy zużyć cały blok rysunkowy kiedy wpadniemy w manię tworzenia. Nie jedną kartkę, nie dwie, a cały blok! luksus! mam czas! albo leżeć na kanapie możemy i wspólnie bajki oglądać… no kiedy się tak zdarzyło? zwykle kiedy ona coś oglądała ja starałam się ogarnąć rzeczywistość domową.
I wiecie co Wam powiem? czas to jest najcenniejsza rzecz jaką dziecku podarować możemy… banał taki, ale prawdziwy. A prawdziwość jego dostrzegłam właśnie wtedy kiedy czasu miałam pod dostatkiem. Czasu, który mogłam jej dać, którego nie wyliczałam co do minuty. Zawsze starałam się być przy niej, dla niej. Na ile tylko nasze realia pozwalały. Ale zwykle czułam niedosyt, że mogłam więcej, lepiej. No i miałam rację! można! Dlatego powzięłam  postanowienie, że kiedy tylko uda mi się dzień wolny „wykroić” z napiętego grafiku to zrobię wszystko co w mojej mocy, aby był on dniem tylko dla nas. Na nasze wspólne gry, zabawy, tajemnice…
Bo wydawało mi się, że przecież daję jej siebie tyle ile tylko mogę, że czasu poświęcam jej sporo… ale po tych 3 tygodniach wiem, że można więcej i lepiej. Można tylko trzeba spróbować :)

1

2

3

4

5

Reklama
o pierwszych hiacyntach i czasie.

4 uwagi do wpisu “o pierwszych hiacyntach i czasie.

  1. irka pisze:

    Tak dobrze się Ciebie czyta. Cudowne fluidy i Twój dom. Ja często mam wrażenie, że minuty wypełniam mało wartościowymi sekundami, …więc biorę sobie Twój post do serca i ściskam!

    1. O właśnie! mało wartościowe…to chyba słowo klucz jeśli chodzi o czas, który przecieka nam przez palce. A przecież to wszystko zależy od nas jak go spożytkujemy, prawda?

      :*

      dziękuję Ci że tu jesteś!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s