Wiem. Wiem wszystko. Nie było mnie trochę. Naobiecywałam i zniknęłam.
Miałam jednak powód. Ważny powód :)
Styczeń to był tak wariacki miesiąc, że nawet trudno mi powiedzieć co i kiedy się działo. A wszystko za sprawą spontanicznej decyzji jaką podjęliśmy końcem grudnia. Postanowiliśmy wspólnie, że od stycznia nasza Mała Córeczka zostanie pełnoprawnym przedszkolakiem. Ci co uważnie śledzą nasze losy, wiedzą, że to już drugie tego typu podejście. O pierwszym pisałam u siebie i u Olgi. Za pierwszym razem się nie udało. Teraz wydaję mi się, że mogę już odtrąbić sukces.
Nie było płaczu, krzyku, wielkich tragedii. Była niepewność i chęć poznania nowego, która zwyciężyła.
Wybraliśmy zupełnie inne przedszkole. Ale decyzja była tak mocno spontaniczna, podjęta w sumie z godziny na godzinę, że skłamałabym jakbym powiedziała, że wybrałam je, bo kadra, bo doświadczenie, bo dobre opinie… owszem, to wszystko także, ale szczerze powiedziawszy to zawsze chciałam, aby moje dziecko do tego przedszkola chodziło… dlaczego? bo umiejscowione jest ono w jednym z ładniejszych budynków jakie widziałam ;) tak, wiem – głupia matka i jej skrzywienie estetyczne. Jednak okazało się, że to iż przepiękny stary budynek wystawia mu dobrą etykietkę na dzień dobry nie przeszkadza temu, aby w środku też panowała taka atmosfera jakiej ja od przedszkola oczekuję.
Porównując atmosferę panującą w dwóch przedszkolach w których Mała Po miała okazję przebywać to niebo i ziemia. Tamto przedszkole to instytucja, tu jest prawie jak w domu. Naprawdę… i nie miałam ani chwili zwątpienia myśląc, że źle postąpiliśmy wysyłając ją tam nie badając wcześniej terenu…
Uważam, że ta decyzja była najlepszą jaką ostatnio podjęliśmy. Wszystkim nam to wyszło na dobre. Ale przy okazji wywrócił się nam nasz cały poukładany świat do góry nogami ;) Zmieniło się wszystko. Począwszy od pór wstawania, a skończywszy na tym, że moje dziecko ma już swój mały świat, do którego wpuszcza mnie urywkami zdań, które o nim opowiadają…
Przy okazji debiutu w przedszkolu zadebiutowaliśmy też jako nosiciele wszelkich chorób ;) a więc styczeń był przeplatany mocno wirusami i bakteriami… stąd ta moja nieobecność… bo kiedy zdrowie wracało to musiałam zająć się zaległościami niecierpiącymi zwłoki…
Dzisiaj już jednak wychodzę na prostą, a więc jestem :D i mam nadzieję będę!
(zdjęcia zrobione pewnego magicznego styczniowego dnia, kiedy WSZYSCY byliśmy zdrowi)











Zdecydowanie częściej można znaleźć mnie teraz na instagramie – to nie wymaga aż tyle czasu ;) Więc zapraszam serdecznie tędy w momencie gdyby było Wam mnie mało ;)