Wszyscy jeszcze śpią. Wstaję wcześniej, żeby włosy zdążyć umyć i wysuszyć przed wyjściem, i kawę zrobić w większym kubku, aby móc się jej smakiem dłużej cieszyć. Cisza błoga przerywana odgłosami z klatki schodowej – szybkimi krokami sąsiadów, którzy już biegną do pracy. A ja jeszcze nie muszę, jeszcze chwilka i u nas też zacznie się krzątanina. Ale jeszcze nie teraz. Teraz jest czas żeby zerknąć za okno, za którym drzewa kolorowe-jesienne w mgłę otulone. Po raz kolejny się zachwycam i cieszę się, że jestem właśnie tutaj. W tym miejscu. W tym momencie życia. Naprawdę się cieszę…
Klamot skuczy, chce na spacer, Mała Po już przeciąga się na łóżku, zaraz otworzy oczy i krzyknie „ja też!”, a eM jak zwykle powie, że się nie wyspał… kolejny dzień czas zacząć…
Zaraz mgła opadnie, zaświeci słońce, a kiedy popołudniu pójdziemy na spacer można będzie szurać liśćmi i kolory zliczać, a tyle ich będzie, że palców jednej dłoni nie starczy. I kiedy w końcu ziąb do domu nas zapędzi to nie będzie nic piękniejszego jak schowanie się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty. Wieczór taki miły będzie, z zapalonymi świecami w tle, kasztanami, przutulańcami… taki jesienny…












A jutro być może trzeba będzie kalosze na nogi założyć i biec po kałużach z parasolem w ręku. I słońca nie będzie wcale, a tylko deszcz nieprzyjemnie obijający się o twarz. Ale to nic. Bo przecież po takim dniu znowu najprzyjemniej będzie opatulić się kocem, zapalić świece, może farby wyciągnąć tym razem, a może raczej plastelinę?
… bo jesień się lubi albo nienawidzi. Ja zdecydowanie należę do obozu, który jesień kocha miłością bezgraniczną. I nie ważne czy ona złota czy szaro-bura. Najważniejsze, żeby potrafić wyciągnąć z tej pory roku jak najwięcej przyjemności. Jesiennych przyjemności. My czerpiemy z niej całymi garściami. Mam nadzieję, że zanim śnieg spadnie i o zimie zacząć trzeba będzie mówić, ja jesień ukażę z każdej przyjemnej strony.