Od rana dziś leje… wygląda na to, że o upałach i lecie z prawdziwego zdarzenia możemy na tę chwilę zapomnieć… ale wcale mnie to nie dziwi, bo w tamtym tygodniu kupiłam Po kombinezon letni (tak się to ładnie nazywa) z myślą o upałach właśnie ;) kiedy do nas dotarł słonko już tylko nieśmiało wyglądało zza chmurek…
ale przymierzyć trzeba było… wrzuciłam więc go na białe rajstopki i białe body i uznałam, że fajnie to w sumie gra :) na zewnątrz może tak bym z nią nie poszła, ale po mieszkaniu biegać sobie spokojnie może… na pewno dużo lepiej to wygląda niż same rajstopy na tyłku – czego nie znoszę u dzieci… podobnie jak koszulek powkładanych do spodni :/ za to moja mama lubuje się w takich właśnie odsłonach małej Po… zawsze jak ją odbieram to albo jest w samych rajstopkach albo w spodenkach z koszulą we wcześniej wspomnianych :/ i na nic moje prośby, żeby tak jej nie ubierać… moja mama wyznaje zasadę – skoro nie widzisz to co Ci zależy…
ale jak już widzę to wolę żeby wyglądała np. tak:

uznaję z resztą zasadę, że skoro ja nie chodzę w naciągniętym dresie po domu to chcę, aby moje dziecko też ładnie wyglądało :) a tak się składa, że nie zawsze ładnie oznacza niewygodnie i to jest przykład idealny… widać, że Po bawi się bardzo dobrze, wcale nie jest jej niewygodnie, a i chyba Klamotowi przypadła do gustu w tym stroju, bo całusami ją zasypywał ;)

kolejnego dnia kombinezon ubrałam jej w kolejnej kombinacji, która jeszcze bardziej mi przypadła do gustu

to jest wersja bardziej wyjściowa – bo po domu mało wygodnie biega się w jeansach… ale na mały spacerek akurat :)


i jeszcze na koniec Klamot nasz nieodłączny towarzysz, który zawsze musi gdzieś wpaść w kadr, bo inaczej zdjęcie mogłoby być mało atrakcyjne…

po cichu liczę, że jednak Po wystąpi jeszcze tego lata w tymże kombinezonie założonym tylko na pieluchę bez żadnych moich kombinacji dodatkowych ;)