o naszym stole.

Stół. Takie niby nic. Cztery nogi i blat. Taki mebel zwykły. Często po macoszemu traktowany. No bo to tylko stół. Ale jakby tak z drugiej strony spojrzeć to jednak to jeden z najważniejszych mebli w domu. Bo to przy stole zbiera się cała rodzina, aby zjeść obiad. Nie taki na szybko, na boku gdzieś. Taki prawdziwy rodzinny obiad to tylko przy stole. Albo jak znajomi przyjdą to gdzie się siada? no przy stole. A gdzie mi się najlepiej pracuje? oczywiście że przy stole. Nawet kiedy biurko swoje miałam i kącik do pracy to wolałam się ze wszystkim na naszym stole rozłożyć. A Mała Po gdzie najbardziej malować lubi? przy swoim biurku? nic bardziej mylnego. Najlepiej się maluje na stole wielkim, gdzie i mama przysiądzie i tata ma miejsce. No nie ma domu bez porządnego stołu! Bo stół skupia rodzinę! żadne stoliki kawowe czy biurka go nie zastąpią. Stół być musi.

Nasz stół zwykły jest. Najzwyklejszy. Mieszkając jeszcze w poprzednim mieszkaniu wybraliśmy się do Szweda i kupiliśmy najtańszy, sosnowy stół, żeby był. No i był. Nad nim wisiała goła żarówka, bo lamp się jeszcze nie dorobiliśmy a przy nim stały krzesła, które teraz mamy na tarasie. Niewygodne jak nie wiem co. Ale co tam. Był stół. Zatem była już namiastka domu.

Stół przybył z nami i do tego mieszkania. Taki tymczasowy miał być. A służy do dziś. Upływający czas, setki zjedzonych przy nim posiłków oraz mnóstwo „robótek” które przy nim wykonałam odcisnęły na nim swoje piętno. Urodą już nie grzeszy. Wymyśliłam więc sobie, że zanim kupimy nowy, większy, ładniejszy przerobię go nieco. Ale jak to zwykle bywa od pomysłu do realizacji zwykle wiele czasu musi upłynąć. A bo to farbę by trzeba było kupić, do sklepu iść, potem szlifować ten stół… no nie… zostawię sobie ten pomysł na lato… kiedy dzień dłuższy i na tarasie można wszystko zrobić. Pech chciał, że kilka dni później otworzyłam skrzynkę z narzędziami mojego męża. A tam co? puszeczka farby do drewna. Biała. No dokładnie taka jaka potrzebna mi jest do realizacji mojego pomysłu! śmiem twierdzić, że on ją specjalnie przede mną ukrył, bo wiedział, że puszka farby – do tego białej, u nas w domu długo nie będzie się marnować! cóż było czynić? takie zrządzenie losu! farba już jest, poszukałam głębiej znalazł się i papier ścierny, a do tego na całe moje szczęście za oknem cudna pogoda… zatem stół wyjechał na taras i zaczęłam szlifowanie! do wieczora wszystko było gotowe. Wyszło dokładnie tak jak chciałam. Chociaż nie powiem. Ciut się bałam jaki efekt uzyskam. Ale miałam plan awaryjny pt. nowy stół w razie czego ;)

Taka mała zmiana. Tylko przemalowanie blatu. A wg mnie stół zyskał wiele. Zrobiło się lekko, czysto, biało… no tak jak lubię. I nawet mąż mój własny mnie pochwalił, więc chyba nie jest źle, nie? :)

1

2

3

4

4

6

7

8

9

o naszym stole.