Tak. Muszę to przyznać. W tym roku weny miałam jak na lekarstwo. Burzliwy początek roku, choroba Dziadka Małej Po, obrócenie życia zawodowego Mojego eM o 180 stopni, a do tego ciężka grypa, która przeżuła nas i wypluła na podłogę przed samymi urodzinami Małej Po zupełnie nie sprzyjały atmosferze snucia planów i marzeń o pięknym przyjęciu urodzinowym.
Plan był w sumie jasny od samego początku miało być różowo i biało. Z dużym naciskiem na różowo ;) Tak zarządziła Mała Po, a ja nie miałam siły ani ochoty jej się sprzeciwiać. W jeden wieczór zamówiłam więc wszelkie dekoracje, w drugi zrobiłam to, co zrobić miałam sama. Nie było tym razem kilkutygodniowych przygotowań. Miało być szybko, sprawnie i na tyle ładnie, aby Jubilatka chociaż mały pisk radości wydała.
Poszłam nawet na tak wielkie skróty, że zamówiłam tort! a duża część przekąsek także była prosto ze sklepu. Mimo wszystko chyba było smacznie skoro prawie wszystko zniknęło ze stołu. I wiecie co Wam powiem? pierwszy raz w tym roku przed przyjęciem urodzinowym nie zarwałam nocy, miałam siłę na świętowanie dnia następnego, a goście wcale nie wyglądali na mniej zadowolonych niż rok wcześniej. Jaki z tego morał? warto sobie czasami pomóc, bo nie zawsze gotowce psują efekt! dobrze że zrozumiałam to już przy czwartych urodzinach mego dziecka, a nie brnęłam dalej w Zosię Samosię.
Po tym przydługim wstępie nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na wirtualne 4 przyjęcie urodzinowe Małej Po!

















A na koniec anegdotka związana z tortem ;) Tort jak wiecie zamówiłam. Ale nie tak byle gdzie, bo w najstarszej i najlepszej zakopiańskiej cukierni, która torty (i nie tylko!) robi takie, że mmmm. No niebo w gębie. Z resztą z tej samej cukierni mieliśmy tort na naszym weselu i do dzisiaj wszyscy wspominają jego smak. Wtedy tort był gruszkowy. Teraz z wiadomych względów (róż!) postawiliśmy na maliny. Na szybko stworzyłam w paincie zarys mojej wizji jak to różowe cudo ma wyglądać. Rysunek może nie był rewelacyjnej jakości, ale wg mnie można było z niego wyczytać (może nawet między wierszami) o co mi chodzi.
Rysunek był taki:
Tort wyglądał tak:

Co się stało po drodze? do końca nie wiem :) wiem tylko, że tort przyjechał podobno bardzo brzydki, więc Ciocia Małej Po nakazała go przerobić. Mistrza cukiernictwa zatem chyba poniosła fantazja. Może i tort był inny niż miał być, ale smakował wyśmienicie, a świeczki wbite w niego zostały zdmuchnięte zatem zadanie swe spełnił ;)

Po przyjęciu, kiedy za ostatnimi gośćmi zamknęliśmy drzwi przyszedł mój mąż. Z bukietem tulipanów. Byłam pewna, że to dla Małej Po, a on w moim kierunku z nimi podąża i takie słowa z jego ust padają: „To dla Ciebie. Za to, że tak ładnie to przyjęcie zorganizowałaś.”

No i jak go nie kochać? no jak? :)