A było to tak…
Książka jedna, druga, trzecia, dziesiąta. Jedna dostana, druga kupiona, trzecia ukradkiem w spadku otrzymana, a kolejna wysępiona… książek wiele, bo dziecko moje molem książkowym w pewnym momencie swego życia się stało. A wśród nich – kilka takich ulubionych, takich które zna na pamięć (ja także), takich które czytać może kilka razy dziennie (ja niestety nie)…
Jako że budżet domowy kolejnymi książkowymi zakupami mocno się ostatnio nadwyrężył trzeba było szukać zamiennika. I tym oto sposobem poszłyśmy razem do biblioteki. Malutkiej, ale jak się okazało świetnie obecnie „zaopatrzonej”. Do biblioteki tej biegałam ja, szybko po lekcjach. Z biblioteki tej przynosiłam książki, które ukradkiem po ciemku czytałam, kiedy pora snu już nastała… i w tej też bibliotece Mała Po ma swoją pierwszą biblioteczną kartę.
Książki znosimy na kilogramy. Czytamy jeszcze więcej niż do tej pory… Biblioteka. CUDOWNE MIEJSCE. Tak się cieszę, że Mała Po odkryła jego magię.
A Ty kiedy ostatnio byłaś w bibliotece? ;)