o tym jak to jest być mamą.

Nie pozjadałam wszystkich rozumów i mądrzyć się nie zamierzam.
Nie uważam się za lepszą z tego powodu że mam dziecko ani za gorszą, bo ma tylko jedno.
Po prostu jestem mamą. Z czteroletnim doświadczeniem. Więc chyba już ciut o tym macierzyństwie wiem. Może jeszcze przede mną pierwsze kroki mojego dziecka w placówce oświatowej i bunt nastolatka. Ale za mną już kolki, ząbkowanie, całonocne noszenie na rękach, pierwsze uśmiechy, pierwsze słowa (nawet te brzydkie ;)) i nawet poród (tak, tak – dokładnie ten poród co to taką złą sławą jest owiany). Zatem czuję się osobą, która w temacie macierzyństwa może się wypowiedzieć, bo śmiem twierdzić, że coś już o nim wiem. I to nie tylko z tej strony czysto teoretycznej.

Bo są dwa typy kobiet. Te które dziecka pragną ponad wszystko i marzeniem ich wielkim jest zostać mamą. I te które zupełnie nie czują się powołane do tego, aby macierzyństwa doświadczyć. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy, ale nie zawsze tak było.

Dlatego nie oceniam nikogo. Daleka jestem od osądzania kogokolwiek.
Ja tylko tak sobie myślę, że podejście do macierzyństwa zmienia się w chwili zostania mamą diametralnie. A ktoś kto tego nie doświadczył nie bardzo wie jak to jest. Bo macierzyństwa słowami opisać się nie da. To trzeba po prostu poczuć, doświadczyć, na własnej skórze odczuć bóle porodowe i wszystkie ich następstwa, aby móc stwierdzić, że to jest cudowne bądź okropne.

Napiszę teraz o sobie, bo siebie znam najlepiej i spokojnie o swoim doświadczeniu powiedzieć mogę.
Zacznę więc od samiusieńkiego początku. Od dwóch kresek.
Czy ja się cieszyłam? nie! Bardziej się bałam. No bo czy to dobry moment na dziecko? ja mam iść do nowej pracy. Właśnie podjęliśmy decyzję o sprzedaży mieszkania. Przeprowadzamy się. A do tego kredyt na głowie i zupełnie niepewne jutro.
To na pewno nie był idealny czas, aby rodzinę powiększać.
I chociaż bardzo chciałam zostać mamą to niekoniecznie wtedy.
Wszystko się jednak dobrze ułożyło. Do pracy poszłam. I o dziwo do dzisiaj tu jestem. Przeprowadzkę zaliczyliśmy. Kredyt spłaciliśmy. I dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że to było najlepsze co się nam wtedy mogło przytrafić. I mówię to ja – matka, która prawie całą ciążę przyklejona była do białej porcelany ulokowanej w łazience. Matka, która podczas każdego badania dowiadywała się, że dziecko jest bardzo małe, za małe… a do tego pcha się na świat… Matka, która w szpitalu spędziła na tyle dużo czasu, że cykl szpitalnego dnia wszedł jej w krew. Matka, która uważa mimo wszystko, że ciąża to był jeden z najpiękniejszych okresów w jej życiu.

A poród? jechałam do szpitala spokojna. Był piękny słoneczny dzień, góry były ośnieżone a w powietrzu czuć już było wiosnę. Wiedziałam, że poród będę mieć łatwy, bo to miała być nagroda za trudną ciążę. I tak też było. I chociaż się bałam bardzo to tłumaczyłam sobie, że innej opcji nie ma i będzie cudownie. Czy bolało? no bolało! jak ma nie boleć? jednak nie na tyle aby tego nie wytrzymać… urodziłam bez znieczulenia, trzymając za rękę mojego męża i cudowną Panią Ordynator oddziału Położniczego w Zakopanem. A kiedy położyli mi Małą Po na piersiach to już nic ważne nie było. I naprawdę, powiadam Wam wszystkie kobiety, które dzieci nie macie, dla tej chwili warto cierpieć nawet kilkanaście godzin :)

Poród był jednym z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu. Bardziej cudownego początku macierzyństwa sobie wymarzyć nie mogłam. Wspaniale go wspominam i nie zmieni tego nawet  ból, który też pamiętam (żeby nie było) ani fizjologia człowieka, której po prostu się pominąć nie da. Wiem też że duża tu zasługa Mojego Męża, który do ostatniej chwili wahał się czy będzie przy mnie cały czas, Pań Położnych, które wspaniale dbały o mnie i o Małą Po oraz Pani Ordynator, która dopingowała mnie cały czas. Miałam wielkie szczęście, że trafiłam na tych ludzi w tym momencie swojego życia, bo dzięki temu dzisiaj naprawdę mogę mówić, że to piękne doświadczenie.

A co było potem? potem to już było tylko lepiej… z dnia na dzień bardziej lubię być mamą. Lubię wszystko co z moim dzieckiem jest związane. Lubię te dobre dni bez fochów i te złe, kiedy mam się ochotę wystrzelić w kosmos. Lubię, bo potem bardziej doceniam taki dzień, kiedy od rana się do mnie przytula, całuje mnie i szepcze wyznania miłości do ucha. Więź jaka jest między mną a Małą Po jest nie do opisania. Więc wybaczcie, ale nawet nie będę próbować. Myślę, że każda mama wie o czym mówię i się ze mną zgodzi – matka i córka to po prostu duet, którego się powtórzyć nie da.

Macierzyństwo to najlepsza rola jaką mi w moim życiu przydzielono. I każdego dnia dziękuję za to, że mogę go doświadczać. Dzień Matki trwa dla mnie cały okrągły rok. Jednak kwiatami od córki ani laurką stworzoną wspólnie z tatą, ani tym bardziej życzeniami  takiej treści:

„z (okazji wycięte zostało nie wiem czy na skutek stresu czy roztargnienia:)) dnia matki życzę ci, żeby pies nie uciekał, a dziecko nie grało w pokoju piłką ani nie jeździło na hulajnodze i było grzeczne….!”

nie pogardzę! wzruszyła mnie przeokrutnie! moja córeczka!

123Docenił też i mąż moje macierzyńskie starania i przyniósł całe naręcze białych bzów! białych ulubionych! i naprawdę nie wiem skąd je wziął, bo wszędzie widzę te fioletowe…

4A moja mama – kobieta dzięki, której jestem taką mamą jaką jestem dostała w tym dniu dwie doniczki z lawendą, taki początek nowego-starego balkonu, który w najbliższym czasie u mamy mam zamiar stworzyć. Oprócz lawendy kartka z życzeniami. Bo czasami łatwiej jest napisać, czyż nie? :)

56

o tym jak to jest być mamą.

o tym jak sobie zrobić obraz z niczego.

Pogoda na te weekendowe dni nie zapowiada się najlepiej. Rozpieszczać nas nie ma zamiaru. Zatem wszelkie aktywności zewnętrzne pewnie możemy sobie odpuścić. Co więc robić? mam dla Was dzisiaj kolejne małe ZRÓB TO SAM. Ostatnie które pokazałam cieszyło się dużym zainteresowaniem, a więc idziemy za ciosem ;) dzisiaj dla odmiany coś dla rodziców. Chociaż w pokoju dziecka pewnie też by się taki obraz odnalazł.

1Czego będziemy potrzebować?

  • deski
  • farby ( u mnie to zwykła farba, którą malowałam ściany)
  • wałka do malowania
  • taśmy malarskiej
  • 15 minut wolnego czasu
  • odrobiny chęci

Kiedy już wszystko sobie przygotujemy zaczynamy naszą artystyczną przygodę. Wybieramy wzór i wyklejamy go taśmą malarską. Ja wybrałam chevron, bo chciałam coś mocno geometrycznego. Kiedy już jest gotowy przystępujemy do malowania. Po wyschnięciu odklejamy delikatnie taśmę i obraz mamy gotowy ;) Myślę że na zdjęciach wszystko jest dokładnie pokazane, więc chyba nie ma konieczności tworzenia dokładniejszych opisów.
2
A kiedy obraz się nam znudzi to bierzemy deskę pod prysznic i szorujemy aż farba zejdzie ;) po kilku minutach mamy nowe pole do popisu!

Mój obraz w naszych wnętrzach prezentuje się nieskromnie powiem – całkiem dobrze ;)
34467
Pewnie co bardziej spostrzegawcze oko zauważyło, że nasza biała ławeczka zniknęła. Wyjechała już na taras tworząc nam tym samym idealny klimat do biesiadowania na świeżym powietrzu. Ostatnio zaolejowaliśmy też deski na naszym podeście, bo po zimie niestety nie wyglądały najlepiej. Obsadziłam całą naszą zieloną enklawę kwiatami, lawendą, kupiłam nawet nowy krzaczek, no i po raz setny już posialiśmy trawę. Mamy taki fragment, gdzie trawa mimo nawożenia i dbania o nią z wielką starannością nie chce rosnąć :( Nie wiem czym to jest spowodowane, ale już po prostu tracę nadzieję, że tam kiedyś będzie normalny trawnik. Więc jak tylko jakimś cudem ta trawa się pojawi to pewnie zasypię Was zdjęciami z tarasu ;)

Oprócz prac na tarasie postanowiłam też zrobić coś z naszą mini biblioteczką. Podjęłam się zadania karkołomnego, ale mam mnóstwo samozaparcia i wiem, że dokończę to co zaczęłam, chociaż mój mąż kiwa głową z politowaniem ;) mój plan jednak zakłada także pozbycie się książek, które po prostu zabierają miejsce tym, które wolelibyśmy w naszej biblioteczce widzieć, dlatego zapraszam też do zerkania na naszą wyprzedaż garażową, bo wrzucam tam co jakiś czas coś nowego do poczytania i nie tylko.

 Miłego weekendu!

 

 

o tym jak sobie zrobić obraz z niczego.

o najlepszych lodach na świecie.

Taka historia.
Rozpoczynałam studia. Pierwsze wykłady. Pierwsze rozmowy. Badanie terenu i innych osobników żądnych wiedzy tak jak ja. Każdy wystraszony, każdy chce pokazać że jest mądrzejszy niż w rzeczywistości. I za nic w świecie nikt nie chce się zdradzić z tym jak go wielki, nowy, studencki świat przeraża.
W końcu dochodzi do rozmowy pt. A Ty skąd jesteś?
Odpowiadam zgodnie z prawdą, że z Nowego Targu. Chociaż pewna jestem, że nikt o tym miasteczku nie słyszał. Może ktoś, gdzieś, kiedyś mijał w drodze do Zakopanego. Może ktoś słyszał o hokeistach z Podhala. Może ktoś w Relaksach śmigał w młodości i pamięta, że one z Nowego Targu? być może. No ale na pewno nikt nie wie nic więcej o Nowym Targu.
A tu nagle bach: A wiem, wiem gdzie jest Nowy Targ! to tam gdzie te pyszne lody sprzedają! takie łyżką nakładane, co stoi się po nie w kilometrowych kolejkach!
Dokładnie tak! Uśmiech pojawia się na twarzy mojej i radośniej mi od razu jakoś, bo przecież te lody to jedno z milszych wspomnień z dzieciństwa. Jakoś tak od razu cieplej na duszy się robi (chociaż wspomnienie lodów mogłoby na coś innego wskazywać) i to miasto wielkie wcale nie takie straszne, a ludzie całkiem przyjaźni.
Jednym słowem lody zostają przełamane.

Dlaczego dzisiaj o tym piszę? bo spotkał mnie zaszczyt wielki. Te lody, co to w historię naszego miasta są wpisane. Lody najlepsze pod słońcem. Lody po które zawsze w ciepłe dni ustawia się kilkumetrowa kolejka. Lody którym nie równają się żadne inne – ani te na placu św. Marka w Wenecji próbowane ani te na południu Hiszpanii. Właśnie te osławione lody znalazły się na moich zdjęciach.

Niewdzięczne okrutnie i mało fotogeniczne. Ale smakiem nadrabiają wszystko ;)
1

234

SONY DSC

67
Pamiętacie jak mówiłam, że ostatnio mało mnie tu? no to właśnie poniżej dowód, że nie kłamałam. Naprawdę coś robiłam ;) tysiące zdjęć, kilka miłych dni, długie godziny na wybieraniu tych najlepszych kadrów… za zaufanie jakim mnie obdarzyły, za to że mogłam się sprawdzić, za wszystkie przysmaki, których mogłam spróbować – Magda i Edyta dziękuję Wam bardzo!

A kto jeszcze nie próbował tych lodów to zapraszam do Nowego Targu!
81011

o najlepszych lodach na świecie.